Strony

sobota, 18 lutego 2017

La troisième partie

Lipcowe promienie słoneczne odbijały się w spokojnych, chłodnych falach najdłuższego jeziora. Odpinając pierwsze cztery guziki dopasowanej, poziomkowej koszuli, ostrożnie poprawiłaś się na leżaku, który posiadał marynarskie wzory. Sobotni wieczór mógł się dla Ciebie lepiej nie rozpocząć, zawsze mogłaś stać przy stole operacyjnym, ratując zagrożone życie obcego Ci człowieka. Odwracając wzrok od kilku łódek pozostawionych przy brzegu, spojrzałaś na swoje najważniejsze i jedyne szczęście. Czym dla innych może być słowo, które miało około dwieście czterdzieści pięć synonimów? Dla jednych może być to wygrana w totolotka, awans w pracy po wielu latach, tygodniowy urlop albo również miesiąc miodowy spędzony na Karaibach. Twoja miłość miała obecnie szesnaście miesięcy, siedemdziesiąt dziewięć centymetrów i ważyła poniżej dziesięciu kilogramów. Antonine, która otrzymała imię po swojej prababci w wersji francuskiej była całym światem dla zwykłej absolwentki chirurgii; mogłaś zrezygnować dla niej nawet z medycyny i wiązać ledwo koniec z końcem, ale to właśnie dziewczynka z bardzo jasnymi włosami, lekko ciemniejszą karnacją i niebieskimi tęczówkami była Twoim osobistym skarbem i gdyby istniało jakiekolwiek zagrożenie, uchroniłabyś ją przed każdym bolesnym ciosem, przyjmując cały ból na siebie. Uśmiechając się nieznacznie, wzięłaś ją na swoje odsłonięte kolana, całując kilkukrotnie w skroń. Odbierając z jej dłoni pusty kartonik po soku z podobizną lalki Monster High, przytuliłaś ją do swojego rozgrzanego ciała jeszcze mocniej.

-Wyróżniasz się i to jest urok Twój. Przewrotny styl masz, tajemniczą wciąż grasz. Zabójczo śliczna, fantastyczna. -zaśpiewałaś, a śmiech córki był warty każdego poświęcenia.


Pan piłkarz?!




***

Trzymając w dłoni fioletowe nosidełko, usiadłeś na gorącym piasku, dotykając palcami drobne muszelki. Dziecko, które w dzisiejsze popołudnie skończyło trzy miesiące, zyskiwało coraz bardziej widoczną podobiznę do Ciebie. W tej chwili trudno było Ci zaprzeczyć, że nie jesteś jej ojcem; badania DNA wykazałyby jedno, ale każda osoba z Waszej rodziny, czy kręgu znajomych potwierdzała za każdym razem, że jesteście podobni do siebie, jak dwie krople wody. Widok córki po trzytygodniowej rozłące było jak spełnienie marzenia. Nie liczyły się wówczas zarobione pieniądze, zdobyte medale, czarujące opisy na wszystkich portalach plotkarskich, czy nawet dobra opinia wśród trenerów, na którą pracowałeś podczas każdego treningu bez względu na wszystko. Dla niej byłeś gotowy na poświęcenia i nierealne rzeczy, które wyśmiałby nawet pospolity pijaczyna spod osiedlowego sklepu. Po ostatniej wizycie w hospicjum dla dzieci, mogłeś nazwać siebie szczęśliwym mężczyzną. Mia miała odpowiednią wagą, jak i wzrost. Urodziła się w dziewiątym miesiącu ciąży, jeden dzień przed wyznaczonym terminem, otrzymała dziesięć punktów w skali Apgar i wcale nie chorowała. Dla Ciebie i Twojej narzeczonej była, jak gwiazdka na niebie i lepsza niż prezent pod choinką. Nie posiadałeś do swojego życia żadnych zastrzeżeń, nawet zabandażowana kostka nie była w stanie zepsuć Twojego dobrego humoru.

-Wracamy moja mała damo, za pięćdziesiąt pięć minut macie samolot. -mimo, że dziewczynka nie była Ci w stanie odpowiedzieć, uwielbiałeś do niej mówić.

Pani doktor?!
***

Te przypadkowe spotkania coraz bardziej Cię irytowały. Nie byłaś wierzącą osobą, ale spoglądając w ciemne niebo, chciałaś wykrzyczeć, że nikt nie ma prawa pisać Ci takiego scenariusza. Nie byłaś aktorką, aby robić dobrą minę do złej gry i odgrywać po kolei każdą scenkę. Krótkie spojrzenia, sztuczne uśmiechy i nieklejąca się wcale rozmowa była dla Ciebie, jak przechodzenie przez piekło. Twój świat wystarczająco się zawalił, podczas piątego badania USG. Twoje maleństwo, którego płci tamtego dnia nie znałaś, miało wcale się nie urodzić i podejrzenie o Zespole Edwardsa prawie spowodowało osiwienie Twoich ciemnobrązowych włosów, a podczas bezsennych nocy potrafiłaś płakać przez długie godziny. Następnie diagnoza genetycznej astmy i powiększająca się wada lewego oka była jak zalegający na Tobie ciężar. Samotne macierzyństwo i długie dyżury sprawiały, że częstszym domem był szpital niż własna kawalerka. Siadając na zimnych panelach, dotknęłaś zaróżowionym policzkiem okna balkonowego. Łzy powstrzymał wibrujący telefon i znajoma twarz kobiety, która urodziła Cię dwadzieścia siedem lat temu.

-Córeczko, przepraszam. -usłyszałaś szloch matki. -Wcale nie będę się dziwiła, jeżeli teraz się rozłączysz, ale wysłuchaj mnie. Jesteś naszą dumą i podczas dzisiejszego, rodzinnego obiadu, z ojcem nie mogliśmy dłużej patrzeć na jedyne, puste miejsce przy stole. Przyjedź do domu, w przyszłą sobotą będzie spotkanie z Twoimi siostrami. Chcemy poznać naszą wnuczkę i zobaczyć Ciebie po tych ośmiu latach. Wróć do domu. -dotknęłaś czerwonej słuchawki, podchodząc do łóżeczka Antonine.
***

Spotkania z kobietą, która w nocy dwudziestego czwartego lipca była nieznajomą, należały jakby do wyreżyserowanych scen twórcy hitu kinowego. Z piłkarza chwilowo zamieniałaś się aktora, który dumnie spogląda w stronę zapełnionej sali, na której film wyświetlano kilkadziesiąt razy w miesiącu. Niestety nikt nie wręczył Ci scenariusza, a rozmowa urywała się, jak drogie połączenie do innego kraju. Otwierając w samotności butelkę z wódką, odwołałeś wieczór kawalerski i przyłożyłeś twarz do miękkiej poduszki. W zupełności nie rozumiałeś swojego zachowania, powinieneś być przy swojej wieloletniej narzeczonej i jedynym dziecku. Nie chciałeś być dłużej zakochanym kundlem, który kocha kobietę z wykształceniem pedagogicznym i jest mikroskopijnie zauroczony w lekarce, która podczas tamtej, upalnej nocy świętowała zakończenie sześcioletnich studii medycznych. Załamany swoją postawą, odstawiłeś alkohol na to samo miejsce i podchodząc do ścian z nową tapetą, usłyszałeś płacz dziecka, mieszkającego piętro niżej i znany doskonale dźwięk połączenia.

-Antoine, czemu mi nic nie powiedziałeś? Nazwisko tej młodej pani chirurg, która uratowała Twoją kostkę, powinno być Ci znajome. Masz zdobyć numer do Laury i w jak najszybszym czasie mi przesłać. Jej nie może zabraknąć na naszym ślubie, a dziewczyna nie może być poinformowana o tym w ostatniej chwili. Masz tydzień, kochanie. -zupełnie zbity z tropu, wziąłeś wypis ze szpitala, zerkając na podpis brunetki.

💌
Liczę na to, że odkryjecie tajemnicę zawartą w poprzednim, a także dzisiejszym rozdziale.
Czekam na Wasze opinie, kochane!